Turlanie kośćmi wydaje się nieodłącznym elementem zarówno gier bitewnych jak i fabularnych. Na przestrzeni niezliczonych tytułów eksperymentowano oczywiście z rodzajem kostek, zastępowaniem ich kartami czy hybrydowymi mechanikami, ale urok tych gier tkwił właśnie w niepewności i zarządzaniu ryzykiem. Sęk jednak w tym, że z dzisiejszego punktu widzenia wiele dawnych rozwiązań zapożyczonych z pierwszych gier planszowych, wydaje się mocno nieefektywnych czy nawet frustrujących, a mimo to swoją kultowością potrafi przyciągać rzesze ludzi. Żeby nie szukać daleko przywołajmy najbardziej „chamski” z przykładów – Chińczyka. Mechanikę tak losową, że w reszcie Europy znaną lepiej jako "Człowieku, nie irytuj się". Gra ta jednak, mimo szczątkowego elementu decyzyjnego i dramatycznej ilości niepotrzebnych rzutów kością, doczekała się niedawno nawet cyklicznych mistrzostw świata. Ważniejszym i kluczowym dla tego tekstu pytaniem jest jednak to, czy jest to kierunek, w którym warto i należy zmierzać? Może jednak lepiej szanować czas i inteligencję potencjalnych graczy?
Jaka gra ma tak szaloną scenę turnejową? Mistrzostwa Świata w Chińczyka - Niemcy 25 września 2017 |